Fragment powieści :)

Walentynkowa powieść dostępna jest pod linkiem https://www.empik.com/milosc-z-blekitnego-nieba-krystyna-mirek,p1221182065,ksiazka-p 
Można zamawiać, w przedsprzedaży zawsze szybciej :)
W podziękowaniu za bardzo ciepłe przyjęcie tej powieści i jakże miłe sercu autora Wasze ciepłe komentarze, a także oczywiście na zachętę do czytania zamieszczam poniżej fragment.
Jest to początek opowieści, której akcja rozegrała się w Krakowie. Kiedy wszyscy zakochani świętowali Walentynki, a dwójka bohaterów starła się ostro na gruncie zawodowym. Każdy wiedział, że wygrać musi. Oboje nie mogli w żaden sposób. Kompromis był niemożliwy. Tymczasem sprawę jeszcze mocno skomplikowały niespodziane uczucia i tajemnice z przeszłości.
Komu się uda? Kto wygra, a kto wszystko straci? Czy to prawda, że nigdy nie jest za późno, by mieć szczęśliwe dzieciństwo?
O tym mogą się przekonać Czytelnicy, którzy sięgną po tę chyba najbardziej romantyczną z moich powieści :)
Zapraszam serdecznie :) Zostawcie komentarz, jak Wam się podobało. Czy lubicie fragmenty powieści? 



Krystyna Mirek
Miłość z błękitnego nieba
Rozdział 1


– Bardzo dobrze – pomyślała Angelika z satysfakcją i zadowoleniem na widok lotniska, które przywitało ją wiatrem, przeszywającym mrozem oraz burymi połaciami pól pozbawionych śniegu. Postawiła kołnierz ciepłego płaszcza, po czym wyszła z samolotu.
Gdyby Polska tuż przed Walentynkami zaskoczyła ją łagodniejszą pogodą lub jakimkolwiek innym miłym gestem, mogłoby to wskrzesić różne głupie, sentymentalne, dawno pogrzebane wątpliwości. Może nawet znów zapragnęłaby tu wrócić. Nie miała ochoty na takie zwroty akcji.
Angelika, ze względu na swoją wyjątkową skuteczność zawodową, zwana w pracy Angelą, w nawiązaniu do słynnej niemieckiej pani kanclerz, zeszła po schodach przystawionych do samolotu pewnym krokiem, mimo iż kozaczki na wysokich szpilkach zdecydowanie nie ułatwiały jej zadania.
Kolega, który jako pierwszy nadał jej ten polityczny pseudonim, nie miał na myśli podobieństwa pod względem walorów zewnętrznych, a wyłącznie jej konsekwencję w dążeniu do celu. Wyglądem bowiem Angelika różniła się od niemieckiej przywódczyni tak bardzo, jak to tylko możliwe. Była młoda, szczupła i obdarzona przez naturę wspaniałymi, ciemnobrązowymi włosami, którym nadawała delikatny kasztanowy połysk. I choć włosy były jedynym naprawdę wyróżniającym się elementem jej urody, potrafiła ze swojej poza tym zupełnie zwyczajnej powierzchowności uczynić dopracowane dzieło sztuki.
Nie miała oporów, by wspomagać się wyglądem w pracy. Do niczego innego swoich kobiecych atutów nie wykorzystywała. Związków unikała, Walentynki zamierzała spędzić miło w pracy. Takie były jej plany i zimowy Kraków, do którego powróciła po latach, był ze wszystkimi swoimi pokusami bez szans w starciu z jej silną wolą oraz zahartowanym w życiowych trudnościach charakterem. Miała tutaj do wykonania konkretne zadanie i tyle.
Postawiła podręczną walizkę na płycie lotniska i delikatnie rozejrzała się wokół. Bardzo bała się tego przyjazdu. Obawiała się, że obudzą się bolesne wspomnienia, wszystko zacznie się kojarzyć. Widok jednak był dla niej zupełnie nieznany. Niewielkie, ale nowoczesne lotnisko w Balicach było podobne do wielu innych, które w ostatnich latach odwiedzała. Pasy startowe, samoloty ustawione w równych rzędach i pospiesznie przemieszczający się podróżni to były zupełnie bezpieczne i niewywołujące żadnych skojarzeń elementy dobrze jej znanego świata.
Odważyła się odetchnąć trochę głębiej i coś na kształt delikatnej otuchy spłynęło na nią przez krótki moment.
Podniosła głowę, odrzuciła włosy na plecy i w tej samej chwili mocno się potknęła na śliskiej nawierzchni. Cieniutkie szpilki zachwiały się niebezpiecznie. Angela z trudem złapała równowagę, bordowa czapka, która zgodnie z zasadami elegancji trzymała się włosów wyłącznie na słowo honoru, poleciała na płytę lotniska, a wiatr natychmiast porwał ją i popchnął daleko.
Angelika poprawiła włosy, rozejrzała się czujnie wokół, sprawdzając, czy to drobne wydarzenie przyniosło jakikolwiek uszczerbek jej starannego wizerunku zawodowego, po czym wytarła spocone nagle dłonie. Strach wciąż czaił się obok i każde nawet najbardziej błahe wydarzenie szybko pozbawiało ją z trudem wypracowanej pewności siebie.
Postanowiła nie dać mu szansy. Przyjechała tutaj służbowo, na krótko. Miała do załatwienia prostą sprawę i była do swojego zadania świetnie przygotowana.
I tego się trzymajmy – podsumowała, po czym zabrała się energicznie do pierwszych działań.
Stukając obcasami, przeszła przez halę przylotów i stanęła obok taśmy monotonnie wypluwającej bagaże w podobnych kolorach oraz kształtach. Angelika podeszła do wyzwania, jakim jest odebranie walizek z właściwą sobie metodyczną precyzją. Najpierw rozejrzała się czujnie wokół i z grupki oczekujących wybrała dwóch mężczyzn w średnim wieku o przyjemnej posturze, znamionującej zdrowie oraz dostateczną ilość sił fizycznych.
– Pan pierwszy raz w Krakowie?– zagadnęła jednego z nich, okraszając wypowiedź miłym uśmiechem.
– Ależ skąd – natychmiast odpowiedział mężczyzna, zadowolony z urozmaicenia nudnych chwil oczekiwania. – Mieszkam tutaj od urodzenia.
– Zazdroszczę panu – skłamała gładko Angela, która podobnie jak słynna pani kanclerz potrafiła zachować kamienną twarz w każdej niemal sytuacji. Kłamstwa wychodziły z jej ust z niezwykłą łatwością. Gładkie, utkane ze znawstwem, prawdopodobne i zawsze logicznie powiązane. Miała tę rzadką cechę wytrawnych konspiratorów, że wszystkie dokładnie pamiętała i nikt jej nigdy jeszcze nie zdołał złapać na żadnej nieścisłości.
Mężczyzna uśmiechnął się znowu i natychmiast poczuł sympatię do rozmówczyni. Nie było to takie trudne. Stojąca przed nim kobieta była urocza w najlepszym znaczeniu tego słowa. Miła, uprzejma i ładna.
– Ja jestem tutaj pierwszy raz – powiedziała Angelika i spojrzała mu w oczy. – Właśnie się martwię, jak zdołam donieść wszystkie bagaże do taksówki.
– W takim razie proszę się odprężyć i cieszyć z pobytu. Ja pani z przyjemnością pomogę – powiedział gotów do każdej pracy, jaka mu zostanie zadana przez sympatyczną rozmówczynię.
– Bardzo dziękuję – uśmiechnęła się Angelika.
W tym czasie do drugiego z upatrzonych przez nią mężczyzn podeszła dziewczyna i odsunęła swojego narzeczonego stanowczym gestem na bezpieczną odległość od zarzucającej precyzyjne sieci rudowłosej pasażerki. Na tak zwany wszelki wypadek. Ta elegantka jej się nie podobała.
Angela przyjęła ze spokojem zmianę sytuacji i dostosowała plan do nowych okoliczności. Błyskawicznie podzieliła w myślach bagaż na dwie części, większą i bardziej nieporęczną przydzielając dopiero co poznanemu mężczyźnie, mniejszą sobie. Oceniała swojego potencjalnego tragarza jako człowieka, który sam potrafi sobie zorganizować pomoc w razie potrzeby. Jak zwykle się nie pomyliła.
Kiedy bordowa flota jej eleganckich i dość licznych bagaży nadpłynęła pokaźnych rozmiarów falą, lekko oszołomiony rodowity krakowianin przytomnie pomagał zdejmować poszczególne sztuki z taśmy i układać wokół siebie. Po chwili, otoczony potężną stertą, rozejrzał się czujnie wokół i sam poprosił wytypowanego wcześniej przez Angelikę mężczyznę o pomoc. Narzeczona nic już nie mogła poradzić. Wspólnie załadowali całość na dwa wózki bagażowe i odwieźli pod zaparkowaną tuż przy wejściu największą taksówkę. Z pomocą kierowcy zapakowali wszystkie walizki, kuferki i walizy, po czym odebrali po jednym promiennym uśmiechu oraz uścisku dłoni i lekko jeszcze oszołomieni zostali przed szklanymi drzwiami wejścia na lotnisko.
Angela natomiast usiadła wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu i wyciągnęła swojego smartfona. Drogę do hotelu postanowiła wykorzystać na sprawdzenie maili. Od lat nigdy nie marnowała czasu.
– Pani na długo przyjechała do Krakowa? – zagaił rozmowę taksówkarz, ruszając z zatłoczonego jak zawsze parkingu.
– Na trochę – odpowiedziała wymijająco i pochyliła się nad ekranem. Nigdy nie udzielała więcej informacji o sobie niż to absolutnie konieczne.
Kierowca zmilczał cisnący mu się na usta komentarz o paniusiach, którym kariera do tego stopnia poprzewracała w głowach, że nawet się nie potrafią zdobyć na chwilę grzecznej rozmowy z prostym człowiekiem. Oceniał, jak to często jednak bywa, pochopnie. Pojęcia nie miał, co się naprawdę dzieje w sercu pasażerki. A ona przeżywała trudne chwile. Zaciskała zęby i dokładała sporo starań, by nie oderwać wzroku od ekranu z wiadomościami, choć nie było tam niczego, co mogłoby ją naprawdę zainteresować. Ale bała się spojrzeć przez szybę, żeby nie zobaczyć znajomych ulic i nie poczuć tego potężnego wzruszenia, które mogło ją swoją siłą zwalić z nóg.
Monachium jest podobne do Krakowa – powtarzała po raz tysięczny. – To tam jest teraz moje miejsce. Mam tam wszystko, czego potrzebuję.
Skupiła się na pracy. Otworzyła folder z danymi aktualnie realizowanego projektu. Kliknęła zakładkę ze zdjęciami. Jeszcze raz dokładnie obejrzała swojego przeciwnika.
Z ekranu patrzył na nią młody człowiek. Właściciel firmy informatycznej o typowym wyglądzie energicznego, śmiałego człowieka, który ma jasno wytyczone cele. Zdjęć było kilka, więc pokusiła się o kolejne wnioski. Mężczyzna miał zadbane ciemne włosy, równe, bielutkie zęby, postawną, wysportowaną sylwetkę. Zapewne dbał o siebie i miał wiele ciekawych pasji. Galerię zamykała obowiązkowa w niektórych środowiskach fotka na górskim szlaku, mająca udowodnić, że praca nie zajmuje stu procent czasu, choć w rzeczywistości tak zapewne właśnie było.
Angelika zamknęła folder. Już od kilku dni była dobrze przygotowana i miała opracowaną strategię postępowania, ale ciągle jeszcze się zastanawiała, szukała lepszych rozwiązań. Nie bała się Daniela Jakubowskiego, który miał być jej przeciwnikiem. Ale też go nie lekceważyła, choć wydawał jej się bardzo typowym i łatwym do przejrzenia facetem.
Była zbyt wytrawnym graczem, by sobie pozwolić na jakiekolwiek niedopatrzenie, zanim jeszcze rozgrywka się rozpoczęła. Czasem pozory mylą, a w tym przypadku stawka była zbyt wysoka. Najwyższa, z jaką Angelika miała do tej pory do czynienia.
Stanowiło ją poczucie bezpieczeństwa. Ostateczna meta, do której dziewczyna dążyła przez wszystkie lata ciężkiej pracy. Jeśli zamknie ten projekt i podpisze umowę na warunkach, jakich oczekiwał szef, już nigdy nie będzie musiała dla niego pracować. Nigdy już bieda nie zajrzy jej w oczy. Wreszcie zawinie do portu i odpocznie po życiu, które choć krótkie tak mocno dało jej w kość, że mogłaby swoją biografią obdzielić kilka osób.
Bardzo potrzebowała odpoczynku i chwili wytchnienia w walce o byt.
Dlatego była maksymalnie skoncentrowana i gotowa do bezpardonowej walki.
– Danielu Jakubowski, miej się na baczności! – wyszeptała, a taksówkarz spojrzał w lusterko. Rozczarował się jednak. Ładna dziewczyna nadal nie zamierzała nawiązać z nim pogawędki. Dodał gazu, by jak najszybciej dowieźć ją do celu.



Rozdział 2


W tym samym czasie po krakowskim Rynku spacerowali już pierwsi przechodnie, a miasto tętniło życiem. Hejnalista na wieży mariackiej jak zwykle z zapałem przykładał się do obowiązków, grając z sercem i energią. To sprawiło, że ostatni mieszkańcy śpiący jeszcze jakimś cudem w mieszkaniach znajdujących się tuż przy Rynku zostali postawieni na nogi.
Daniel Jakubowski natychmiast otworzył oczy, przytomny i gotów do energicznych działań. Wstał jednak ostrożnie, żeby nie obudzić śpiącej obok młodej kobiety, delikatnie odgarnął jej jasne włosy rozsypane na jego poduszce i przykrył troskliwie kołdrą nagie, kształtne plecy. Następnie otworzył szufladę nocnego stolika, po czym wyciągnął prostokątną karteczkę z nadrukiem oraz zgrabne granatowe pudełeczko, każdej kobiecie mile kojarzące się z błyszczącą niespodzianką.
Miał w tej skrytce cały stos takich, przygotowanych na odpowiedni moment.
To, które wyjął, położył teraz ostrożnie na poduszce, żeby było pierwszą rzeczą, jaką dziewczyna zobaczy po przebudzeniu.
Następnie na palcach przeszedł przez pokój, zamknął starannie solidne drzwi i udał się długim korytarzem na drugą stronę mieszkania. Stara kamienica nie żałowała lokatorom metrów kwadratowych, dlatego wolał tę lokalizację niż nowoczesne apartamenty. Za sporą kuchnią, w pomieszczeniu, które w czasach młodości budynku było służbówką, urządził łazienkę. Jej oddalenie od sypialni sprawiało, że mógł gwizdać i do woli hałasować, przygotowując się do wyjścia, bez obawy, że obudzi śpiącego smacznie gościa. A tych miewał wielu. Zwykle na jedną tylko noc. Czasem plan nie wypalał i dziewczyna pojawiała się mimo wszystko w kuchni, zanim zdążył wyjść do pracy, co stawiało go w niezwykle niezręcznym położeniu, ale na szczęście nie zdarzało się zbyt często.
Umyty i ogolony, ubrał się szybko, ale starannie, a następnie włączył ekspres do kawy. Zanim filiżanka się napełniła, przerwał niecierpliwie operację i wypił dwa spore łyki, które zdążyły się zaparzyć. Następnie pospiesznie włożył ciepłą kurtkę, wrzucił leżący na stole tablet do torby i wyszedł, po drodze zerkając jeszcze w lustro, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Musiał dzisiaj wcześnie zacząć. Jego dopiero co rozwijająca się firma stanęła właśnie przed najważniejszym w swoim istnieniu wyzwaniem.
– Sprawa życia i śmierci – jak mu codziennie przypominał Mateusz nieoficjalny wspólnik i najlepszy przyjaciel. Droga do wolności, pieniędzy i wszelkich przyjemności niespodzianie stanęła przed nimi otworem.
Wystarczyło tylko podpisać dzisiaj umowę. Oczywiście nie na warunkach proponowanych przez monachijskiego potentata, tylko własnych. Trudne, ale możliwe. W postaci jedynej przeszkody miała się dzisiaj pojawić młoda kobieta, czyli to, na czym akurat Daniel znał się najlepiej, prócz systemów informatycznych oczywiście. Ale tak naprawdę gdyby miał wskazać wśród tych dwóch dziedzinę, w której czuł się pewniej, nie miałby kłopotu. Kobiety były równie skomplikowane jak nowoczesne komputerowe bazy danych, jednak o wiele bardziej fascynujące. Można powiedzieć, że trafiło na prawdziwego specjalistę.
Nie bał się jutrzejszego spotkania, ale też nie zamierzał z góry lekceważyć swojej przeciwniczki. Nigdy przecież nie wiadomo, co może się stać. Niektóre kobiety bywają piekielnie inteligentne.
Wyszedł ze starej bramy kamienicy i stanął chwilę na chodniku. Z przyjemnością wciągnął w płuca mroźne powietrze. Było jeszcze bardzo wcześnie, krakowski Rynek dopiero się budził, ale i tak panował już spory ruch. Przy kawiarnianych stolikach, nie zważając na niesprzyjającą aurę, siedzieli pierwsi klienci, niezniszczalne kwiaciarki rozkładały stanowiska, a czujne gołębie plątały się pod nogami, licząc na poczęstunek.
Daniel popatrzył chwilę na ten znajomy obraz i ruszył w kierunku parkingu. Należał do tej nielicznej grupy wybrańców, którzy mieli prawo poruszać się samochodem po strefie zamkniętej dla ruchu. Mieszkanie, które kupił na kredyt, choć bardzo drogie, oferowało wśród wielu zalet także ten komfort. Ale nie o tym myślał teraz, pokonując długimi krokami ładnie odśnieżony chodnik. Pokochał to miejsce, świetnie się tutaj czuł, lecz mieszkał trochę jak na bombie. Wysoki kredyt nie pozwalał spać całkiem spokojnie. Daniel martwił się swoją sytuacją finansową. To między innymi właśnie zbyt wysoki kredyt hipoteczny, jedyna nietrafiona decyzja w jego życiu, spędzał mu od kilku miesięcy sen z powiek i był jedną z przyczyn jego determinacji na polu zawodowym.
Firma parła do przodu, kolejne projekty realizowano w błyskawicznym tempie, bo terminy spłaty kolejnych rat za mieszkanie następowały po sobie tak błyskawicznie, jakby miesiące uległy nagle skróceniu. Daniel ciągle był więc zmotywowany do wytężonej pracy. Miało to tę dobrą stronę, że na rynku usług informatycznych jego firma stawała się coraz mocniejszym graczem. Jednak istniał też mroczny rewers tej sytuacji, był nią nieustający stres. Strach przed najmniejszym potknięciem, przesunięciem terminu, opóźnieniem, które mogłoby spowodować brak gotówki. Kto ma kredyt, wie, czym jest ten wieczny strach.
Ten nieprzyjemny stan miał się jednak właśnie skończyć.
Umowa z niemiecką firmą była przepustką do spokoju, bezpieczeństwa... i przyjemności – dodał w myślach. – Przede wszystkim przyjemności. – Uśmiechnął się, bo był z natury pogodnym człowiekiem, który zawsze w pierwszej kolejności widział jasną stronę życia.
Był mocno skoncentrowany i w najlepszej formie. Pokonanie rudowłosej panienki z Monachium, którą wysłano w celu ustalenia szczegółów transakcji, wydawało mu się banalnym zadaniem. Ta operacja miała się opierać na dwóch jego najmocniejszych stronach. Kompetencjach zawodowych i towarzyskich.
Oglądał wczoraj zdjęcia tej dziewczyny zamieszczone na jej profilu. Nic nadzwyczajnego. Przeciętność pokryta profesjonalnym makijażem i dobrymi ciuchami. Dziewczyna jakich tysiące.
Nie będzie trudnym przeciwnikiem. – Z tym wnioskiem poprawił szalik, wsiadł w samochód i w dobrym nastroju ruszył w stronę firmy.



***

5 comments

  1. Bardzo podobała mi się ta książka,miałam ją z biblioteki. Pani Krysiu czy są duże zmiany w drugiej wersji? Pozdrawiam serdecznie😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W treści nie ma zmian, w sensie opowiedzianej historii. Jest tylko trochę bardziej czule dopieszczona :)

      Usuń
  2. Jeszcze nie czytałam, ale fragment super. Takie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam, polecam i oczywiście czekam na kolejne😊

    OdpowiedzUsuń