Lubię drzewa. Wszelkie. Były na ziemi sporo przed nami, mają
w sobie wiele majestatu i siły. Są źródłem dobrej energii i życia. Dlatego zawsze
kojarzyły mi się z kobietami. Szczególnie lubię kasztanowce oraz ich piękne
ciemnobrązowe owoce. Jesienią całymi miesiącami noszę w kieszeniach małe
kasztanki i trzymam w dłoniach podczas spaceru czy zwykłej wyprawy na zakupy.
Przez dwa lata próbowałam wyhodować kasztanowca z małej sadzonki we własnym
ogrodzie, ale za każdym razem, kiedy udało mu się chociaż trochę podrosnąć,
przychodziły sarny i zjadały wszystkie młode pędy. Najwyraźniej niepołomickie
sarny wprowadziły moje drzewko do swojego menu na stałe i nie było szans, by je przekonać do jakiejś zmiany. Co
nie oznacza, że nie próbowałam:) Ale drzewko nie przetrwało.
Drugimi moimi ulubionymi drzewami są jabłonie. Pięknie
wyglądają wiosną, w porze kwitnienia, a ich białoróżowe kwiaty to miniaturowe
dzieła sztuki. Są też pożyteczne, dają najlepsze i najzdrowsze owoce w ogromnej
ilości odmian. Tak się do tej pory składało, że moje książki były oddawane do
wydawców w czerwcu, ostateczne wersje często więc powstawały pod dachem z
jabłonkowych kwiatów i w przyjemnym szumie pszczelich skrzydeł.
Jabłonie chyba też mnie lubią. Ta, pod którą najczęściej
piszę lub odpoczywam, tak się prezentowała w sierpniu zeszłego roku.
A moje
najmłodsze maleństwo, posadzone ostatniej jesieni, już w pierwszym sezonie tak obrodziło, że martwię
się czy przetrwa tę obfitość owoców.
Trwają wakacje. Zachęcam do odwiedzin w lasach i parkach. Niech nam przez chwilę szumią gałęzie nad głowami, a słońce delikatnie grzeje przez zielone liście. To daje siłę, energię i zdrowie, czego z serca wszystkim życzę:)
0 comments